W Bangkoku bez
zmian...
Z
Polski wyruszyliśmy od razu z przygodami. Najpierw Dasia zapomniała
zabrać portfela z domu, więc gnaliśmy na dworzec
Polskiego Busa taksówką, po czym na miejscu skasowała maila z nr
biletu na tenże bus... No nic, wszystko skończyło się szczęśliwie
i jak do tej pory więcej takich akcji już nie mieliśmy.
Po
dotarciu do Pragi i zalogowaniu się w hostelu, ruszyliśmy z kopyta
zakosztować czeskiego piwa i ichnich przekąsek. Szło
nam całkiem nieźle, więc przepuściliśmy nieco więcej koron niż
planowaliśmy na złocisty trunek, który okazał się
wyjątkowo wyborny i dobrej jakości.
Następnego
dnia bez pośpiechu dotarliśmy na lotnisko Vaclava Havla skąd
odlecieliśmy do Paryża z opóźnieniem na tyle
sporym, że zrezygnowaliśmy z wyskoku na miasto pomiędzy przylotem
z Pragi a wylotem do Kantonu w Chinach. Pozostały czas przespaliśmy na podłodze przy naszym gate.
Przelot
do Chin raczej standardowy poza tym, że w Air France podczas lotu
można do woli korzystać z mini buteleczek z alkoholami co bardzo mi
pomogło znosić trudy nudnego przelotu.
W
Chinach nastąpiła szybka przesiadka i tak po ponad 25h lotów i oczekiwań znaleźliśmy się w
Bangkoku po 2200.
Po szybkiej odprawie i odebraniu bagażu, pociągiem
oraz taksówką dotarliśmy w okolice Khao San Road, gdzie mieliśmy
wynajęty Guest House. Ponieważ byliśmy głodni, zrzuciliśmy tylko
bagaże w pokoju i poszliśmy na nasz pierwszy azjatycki posiłek.
Gdy już podjedliśmy i popiliśmy najlepszym shakiem z mango,
wracając do GH stwierdziliśmy, że w Bangkoku nadal bez zmian...
Nasz
plan na pobyt w Tajlandii zakładał spędzenie tygodnia czasu w
dwóch miejscowościach: Kanchanaburi oraz Chiang Mai. Wszystkie
bilety i rezerwacje opłaciliśmy już wcześniej w Polsce, ale co do
atrakcji zostawiliśmy sobie zupełnie wolną rękę. Dzięki temu
mogliśmy dowolnie decydować już na miejscu z czego skorzystać a
co uznać za mało ciekawe lub nie atrakcyjne.
Czas w Kanchanaburi
poświęciliśmy głównie na relaksowanie się po podróży i
nawiązywanie nowych znajomości z poznanymi po drodze Polakami,
Anetą i Adamem. Integracja przebiegała w iście polskim stylu...
Po
dwóch dniach odreagowywania jetlag w Kanchanaburi, znów byliśmy na
kilka godzin w stolicy Tajlandii tylko po to by stwierdzić, że w
Bangkoku nadal bez zmian...
Szczególnie jeśli chodzi o naszą absolutną bezradność w zrozumieniu funkcjonowania autobusowego transportu miejskiego. W tej rozgrywce My v System transportu nadal 0:3!
Szczególnie jeśli chodzi o naszą absolutną bezradność w zrozumieniu funkcjonowania autobusowego transportu miejskiego. W tej rozgrywce My v System transportu nadal 0:3!
W
Chiang Mai można spędzić ponad tydzień na samych atrakcjach
oferowanych przez przemysł turystyczny a i pewnie tego było by za
mało. My mieliśmy tylko 4 dni i brak planu. Dlatego też
skoncentrowaliśmy się jedynie na odwiedzeniu miejsca ze słoniami
oraz szkole gotowania. Pozostały czas pędziliśmy na swobodnym
poruszaniu się po samym mieście, oraz jego okolicach za pomocą
wynajętego skutera.
Nasza
konkluzja po skorzystaniu z owych atrakcji jest taka, że firma JUMBO
TREKER to zwykli oszuści, a słonie są tam traktowane jak
niewolnicy do zarabiania pieniędzy na turystach. Samo obcowanie z
tymi wielkimi i łagodnymi zwierzętami było ogromną przyjemnością
ale z ich właścicielami ( bo nie opiekunami) już nie! Firm z nazwą
Jumbo jest kilka, ale ta której nie polecam ma w logo słonia ze
spuszczonymi spodniami który sika... wniosek taki firma olewa
klienta ciepłym moczem...
Z
kolei szkoła gotowania Bazil to strzał w dziesiątkę i sama
przyjemność z korzystania z usług jej właścicielki, kucharki i
instruktorki o imieniu Boom.
Podczas paru godzin dowiedzieliśmy się kilku nowych i istotnych szczegółów dotyczących poszczególnych składników kuchni tajskiej, przygotowywania nowych dań oraz procesów z mini związanych.
Mimo że formuła zajęć jest przygotowana pod nowicjuszy to jednak się nie nudziliśmy i wróciliśmy do Gh nie tylko najedzeni ale i bardzo zadowoleni.
Następnego dnia wieczorem znów byliśmy w Bangkoku i tym razem stwierdziliśmy, że tu nadal bez zmian... tym razem udało nam się nieco oszukać system transportowy więc uznajemy, że jest 0:3,5!
Po tygodniu spędzonym w Tajlandii, opuszczaliśmy ten kraj jadąc autobusem w kierunku granicy Kambodży do miasta Trat.
Ale o tym co po drodze i jak nam było w Kambodży w następnym poście już wkrótce...
Albumy zdjęć pojawią się gdy wymyślimy jak obejść blokadę przesyłania zdjęć stosowaną przez wietnamską bezpiekę...
Zgodnie z obietnicą po znalezieniu sposobu jak obejść blokadę, publikuję link ze zdjęciami z Tajlandii, miłego oglądania :)
Zdjęcia z Tajlandii
Po tygodniu spędzonym w Tajlandii, opuszczaliśmy ten kraj jadąc autobusem w kierunku granicy Kambodży do miasta Trat.
Ale o tym co po drodze i jak nam było w Kambodży w następnym poście już wkrótce...
Albumy zdjęć pojawią się gdy wymyślimy jak obejść blokadę przesyłania zdjęć stosowaną przez wietnamską bezpiekę...
Zgodnie z obietnicą po znalezieniu sposobu jak obejść blokadę, publikuję link ze zdjęciami z Tajlandii, miłego oglądania :)
Zdjęcia z Tajlandii